niedziela, 15 listopada 2015

Prolog

  Chwila... Co się ze mną dzieje? Gdzie ja jestem? Kim są ci ludzie? Ja, ja nic nie pamiętam...
Cody Blank jesteś zatrzymany... Otwieram usta, czuję piach. Otwieram oczy widzę czerwone i niebieskie światła.
Wstań z rękoma założonymi za głowę... Sprawdzam wszystkie kończyny-ruszają się. Zaczynam bardzo powoli wstawać. Wszelką broń rzuć na ziemię... Nogi mam jak z waty, zmuszam się do krzyku.
- Co się tu dzieję?!- po moim pytaniu dwóch policjantów chwyciło mnie za ramiona.
- Zostajesz zatrzymany pod zarzutem morderstwa pięciu osób z wielkim okrucieństwem.- powiedział policjant zakuwając mnie w kajdanki.
- Co jakich morderstw? Jakich ludzi?- pytałem nerwowo, ale oni tylko pchali mnie w stronę furgonetki.
- Co tu się dzieje!!- krzyknąłem i nastała ciemność.


                                                               Pięć godzin wcześniej...  
  Blask księżyca oświetlał dom Kathrine. Wszyscy się bawili jedni pijani drudzy mniej, wziąłem łyka piwa i rozkoszowałem się chłodem, które zostawiał za sobą.

  Wszedłem w tłum spoconych ciał obijających się o siebie. Kath była znana z dobrych imprez, ale jestem u niej po raz pierwszy i nie orientuje się zbytnio. Jakaś dziewczyna chwyciła mnie za krocze i puściła po sekundzie, spojrzałem na nią- Katharine.
- Cody Blank, ładnie to nie tańczyć na imprezie własnej dziewczyny?- mówiła ledwo trzymając się na nogach.
- Nie jestem zbyt dobry w tańcu, tak samo jak nie jestem z tobą w związku.- i poszedłem w stronę domu.
Nie wiem czemu dałem się tu zaciągnąć. Byłbym szczęśliwy siedząc w domu i grając w CS'a z bratem, ale istnieje taka osoba jak Max. Max to mój przyjaciel, ikona szkolnego footballu i obiekt westchnień wszystkich dziewczyn w szkole. Blond góra mięcha i tyle. Sam nie wiem dlaczego się z nim przyjaźnie.
- Ej, Cody!- zawołał ktoś zza moich pleców. - A gdzie ty tak pędzisz chłopie?
Teraz zobaczyłem kto to. Eddie. Moja przyjaciółka. Znam ją od dziecka. Wychowaliśmy się razem. Dawno jej nie widziałem... No może od jakiś 2 lat dokładnie, wyjechała do Ohio kiedy miałem piętnaście lat. Zmieniła się. Nagle ktoś złapał mnie za ramię-Max.
- Facet, ty już wychodzisz?!- przekrzyczał muzykę.
- Właśnie szedłem się dotlenić- odpowiedziałem wyjmując paczkę Chesterfield-ów z kieszeni.
- Wiesz co lubię stary- i wyszliśmy przed dom.
Odpaliliśmy szlugi i zaczęliśmy rozmowę.
- Widziałeś? Eddie przyjechała.- zaczął Max.
- Widziałem ją, ale nie byłem pewny czy to na pewno ona.
- Proszę cię, jaka z niej laska... Chłopie...
- Nie widziałem.
- Oj, żałuj! O wilku mowa...- kiwnął głową bym się odwrócił.
Szła do nas szczupła, ciemna blondynka o okrągłej twarzy.
- Hej Code, Max zostawisz nas samych?- powiedziała śpiewnym głosem.
- No nie wiem, ślicznotko musisz mnie jakoś przekonać- powiedział mięśniak, wywołując uśmieszek na twarzy Eddie.
Podeszła do niego bliżej i spojrzała mu prosto w twarz. Była od niego o głowę niższa.
- Kathrine się o ciebie wypytuje.- po tych słowach X (bo tak na niego mówiono) zniknął zza rogiem. Eddie i ja wybuchliśmy śmiechem.
- Haha, to zawsze na niego działa.- powiedziałem.
- Nie zmienił się ani trochę.- powiedziała, wziąłem ostatniego bucha, rzuciłem peta na ziemie.
- Ale ty za to się zmieniłaś.
- Dorosłam.
- Przynajmniej nie nosisz już kolorowych ubrań i rudych kucyków- uśmiechnęła się i dała mi kuskańca w ramię.
- A ty nie masz już grzywki na pół ryja i koszulki do kolan.- powiedziała i oboje wybuchliśmy śmiechem.
Boże, jak ja za nią tęskniłem. Za naszymi rozmowami, za żartami... Kurde za nią całą.
- No Cody Blank, nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłam.- powiedziała, jakby czytała mi w myślach.
- Oh, Eddie Mint ze wzajemnością.
Pogadaliśmy jeszcze trochę i rozeszliśmy się każdy w swoją stronę ona do dziewczyn a ja do chłopaków.
Impreza trwała w najlepsze, gdy nagle nad naszymi głowami rozbłysło światło. Wszyscy jednocześnie podnieśli głowy i zaczęła się masakra.
Nagle wszyscy zaczęli padać na ziemie jeden po drugim. Jeden chłopak dostał w głowę nożem aż krew trysła Kath w twarz.
Eddie podbiegła do mnie i kazała uciekać.
Biegliśmy przed siebie, w końcu znaleźliśmy się w lesie. Zatrzymałem się.
- Kto... Kto to był?- wysapałem.
- Wiedziałam, wiedziałam że mnie znajdą...- powiedziała Eddie.
- Eddie?- zapytałem.
- Kath, X, Al procedura G5- powiedziała i imiennicy zaczęli czegoś szukać po kieszeniach.
- Słuchaj Cody musisz teraz współ...- urwała Ed w pół słowa i nagle poczułem pieczenie w prawym barku.
- Eddie co...co się dzieje?- wybełkotałem i wszyscy zaczęli się ode mnie odsuwać.
- Cody to... to nic tylko proszę cię nie zamykaj oczu. Pomogę ci.- podchodziła do mnie jak do dzikiego zwierzęcia. Kręciło mi się w głowie, nogi miałem jak z waty. Chciało mi się spać.
- Eds nie podchodź do niego!- krzyczał ktoś, ale już nie miałem sił na rozpoznanie głosu.
- Muszę mu pomóc inaczej...
- Inaczej zmieni się w maszynę do zabijania!
- Muszę mu pomóc, jasne!?- wydarła się.
  Po sekundzie nie widziałem już nic. Nastała ciemność czułem tylko jak uderzają we mnie pięści i jak odbija się ode mnie amunicja. Poczułem kawałek mięsa w ustach i smak krwi. Z daleko było słychać syreny...

1 komentarz:

  1. Jeju kochana jesteś psychiczna! To mięso w ustach jest chore serio xd No ale... Znasz mnie. Lubię takie klimaty ;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy