Cody Blank jesteś zatrzymany... Otwieram usta, czuję piach. Otwieram oczy widzę czerwone i niebieskie światła.
Wstań z rękoma założonymi za głowę... Sprawdzam wszystkie kończyny-ruszają się. Zaczynam bardzo powoli wstawać. Wszelką broń rzuć na ziemię... Nogi mam jak z waty, zmuszam się do krzyku.
- Co się tu dzieję?!- po moim pytaniu dwóch policjantów chwyciło mnie za ramiona.
- Zostajesz zatrzymany pod zarzutem morderstwa pięciu osób z wielkim okrucieństwem.- powiedział policjant zakuwając mnie w kajdanki.
- Co jakich morderstw? Jakich ludzi?- pytałem nerwowo, ale oni tylko pchali mnie w stronę furgonetki.
- Co tu się dzieje!!- krzyknąłem i nastała ciemność.
Pięć godzin wcześniej...
Blask księżyca oświetlał dom Kathrine. Wszyscy się bawili jedni pijani drudzy mniej, wziąłem łyka piwa i rozkoszowałem się chłodem, które zostawiał za sobą.
Wszedłem w tłum spoconych ciał obijających się o siebie. Kath była znana z dobrych imprez, ale jestem u niej po raz pierwszy i nie orientuje się zbytnio. Jakaś dziewczyna chwyciła mnie za krocze i puściła po sekundzie, spojrzałem na nią- Katharine.
- Cody Blank, ładnie to nie tańczyć na imprezie własnej dziewczyny?- mówiła ledwo trzymając się na nogach.
- Nie jestem zbyt dobry w tańcu, tak samo jak nie jestem z tobą w związku.- i poszedłem w stronę domu.
Nie wiem czemu dałem się tu zaciągnąć. Byłbym szczęśliwy siedząc w domu i grając w CS'a z bratem, ale istnieje taka osoba jak Max. Max to mój przyjaciel, ikona szkolnego footballu i obiekt westchnień wszystkich dziewczyn w szkole. Blond góra mięcha i tyle. Sam nie wiem dlaczego się z nim przyjaźnie.
- Ej, Cody!- zawołał ktoś zza moich pleców. - A gdzie ty tak pędzisz chłopie?
Teraz zobaczyłem kto to. Eddie. Moja przyjaciółka. Znam ją od dziecka. Wychowaliśmy się razem. Dawno jej nie widziałem... No może od jakiś 2 lat dokładnie, wyjechała do Ohio kiedy miałem piętnaście lat. Zmieniła się. Nagle ktoś złapał mnie za ramię-Max.
- Facet, ty już wychodzisz?!- przekrzyczał muzykę.
- Właśnie szedłem się dotlenić- odpowiedziałem wyjmując paczkę Chesterfield-ów z kieszeni.
- Wiesz co lubię stary- i wyszliśmy przed dom.
Odpaliliśmy szlugi i zaczęliśmy rozmowę.
- Widziałeś? Eddie przyjechała.- zaczął Max.
- Widziałem ją, ale nie byłem pewny czy to na pewno ona.
- Proszę cię, jaka z niej laska... Chłopie...
- Nie widziałem.
- Oj, żałuj! O wilku mowa...- kiwnął głową bym się odwrócił.
Szła do nas szczupła, ciemna blondynka o okrągłej twarzy.
- Hej Code, Max zostawisz nas samych?- powiedziała śpiewnym głosem.
- No nie wiem, ślicznotko musisz mnie jakoś przekonać- powiedział mięśniak, wywołując uśmieszek na twarzy Eddie.
Podeszła do niego bliżej i spojrzała mu prosto w twarz. Była od niego o głowę niższa.
- Kathrine się o ciebie wypytuje.- po tych słowach X (bo tak na niego mówiono) zniknął zza rogiem. Eddie i ja wybuchliśmy śmiechem.
- Haha, to zawsze na niego działa.- powiedziałem.
- Nie zmienił się ani trochę.- powiedziała, wziąłem ostatniego bucha, rzuciłem peta na ziemie.
- Ale ty za to się zmieniłaś.
- Dorosłam.
- Przynajmniej nie nosisz już kolorowych ubrań i rudych kucyków- uśmiechnęła się i dała mi kuskańca w ramię.
- A ty nie masz już grzywki na pół ryja i koszulki do kolan.- powiedziała i oboje wybuchliśmy śmiechem.
Boże, jak ja za nią tęskniłem. Za naszymi rozmowami, za żartami... Kurde za nią całą.
- No Cody Blank, nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłam.- powiedziała, jakby czytała mi w myślach.
- Oh, Eddie Mint ze wzajemnością.
Pogadaliśmy jeszcze trochę i rozeszliśmy się każdy w swoją stronę ona do dziewczyn a ja do chłopaków.
Impreza trwała w najlepsze, gdy nagle nad naszymi głowami rozbłysło światło. Wszyscy jednocześnie podnieśli głowy i zaczęła się masakra.
Nagle wszyscy zaczęli padać na ziemie jeden po drugim. Jeden chłopak dostał w głowę nożem aż krew trysła Kath w twarz.
Eddie podbiegła do mnie i kazała uciekać.
Biegliśmy przed siebie, w końcu znaleźliśmy się w lesie. Zatrzymałem się.
- Kto... Kto to był?- wysapałem.
- Wiedziałam, wiedziałam że mnie znajdą...- powiedziała Eddie.
- Eddie?- zapytałem.
- Kath, X, Al procedura G5- powiedziała i imiennicy zaczęli czegoś szukać po kieszeniach.
- Słuchaj Cody musisz teraz współ...- urwała Ed w pół słowa i nagle poczułem pieczenie w prawym barku.
- Eddie co...co się dzieje?- wybełkotałem i wszyscy zaczęli się ode mnie odsuwać.
- Cody to... to nic tylko proszę cię nie zamykaj oczu. Pomogę ci.- podchodziła do mnie jak do dzikiego zwierzęcia. Kręciło mi się w głowie, nogi miałem jak z waty. Chciało mi się spać.
- Eds nie podchodź do niego!- krzyczał ktoś, ale już nie miałem sił na rozpoznanie głosu.
- Muszę mu pomóc inaczej...
- Inaczej zmieni się w maszynę do zabijania!
- Muszę mu pomóc, jasne!?- wydarła się.
Po sekundzie nie widziałem już nic. Nastała ciemność czułem tylko jak uderzają we mnie pięści i jak odbija się ode mnie amunicja. Poczułem kawałek mięsa w ustach i smak krwi. Z daleko było słychać syreny...
Jeju kochana jesteś psychiczna! To mięso w ustach jest chore serio xd No ale... Znasz mnie. Lubię takie klimaty ;)
OdpowiedzUsuń